czwartek, 12 stycznia 2012

Na początku był Chaos...

...no dobra, może nie do końca.

Na początku, pewnie jak u bardzo wielu osób, był Chińczyk, Nie irytuj się i szachy. Gry, które przy braku dostępu do prądożernych komputerów, stanowiły świetny czasoumilacz wieczorny z rodziną. Trzeba przyznać, że mocno skromna to lista.

Lata upływały na wiecznej gonitwie za konikami polnymi, nieustających wojnach z dzieciakami z sąsiedztwa, żegludze w najdalsze krainy w celu poszukiwania skarbów czy rowerowych wyprawach nad jezioro w celu mistrzowskiego opanowania puszczania kaczki. Okres ten upływał również na lekturze Kaczora Donalda i ogrywaniu rodzeństwa w dołączane gry planszowe.

Jednak czas nie był dla mnie łaskawy i czym byłem starszy tym rzadziej sięgałem do magicznego pudła wypełnionego cudownymi grami. Był komputer i jakoś tak trudniej było się od niego oderwać. Stan ten trwał mniej więcej do początków liceum.

O tak, czasy licealny otworzyły mi oczy na zupełnie nowy rodzaj przygód. Nic nie zastąpi tamtych dni spędzonych w mrocznej (no musi być mroczna) piwnicy kolegi, gdzie wraz z cudowną paczką znajomych przeżywaliśmy niesamowite przygody w świecie Warhammer Fantasy Role Playing Game. Był to dla mnie zupełnie nowy wymiar rozrywki. Niezwykle rozwijający i emocjonujący. Z czasem dołożyliśmy do tego partyjki Mordheim'a i wysyłalismy nasze małe oddziały do walki.

Niestety wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć. Tak jak zakończyliśmy liceum, tak położyliśmy kres naszym sesjom. Towarzystwo rozjechało się po kraju w celu zdobywania już innych skarbów i nie było z kim grać. Pewna era się skończyła. Pozostały mi po niej niezwykłe wspomnienia i wciąż niepomalowane figurki Skavenów.

Aż pewnego dnia, lata po ostatniej rozegranej grze analogowej, lekko niedowierzając spojrzałem na swoją dziewczynę, gdy ta zapytała czy nie kupilibyśmy sobie Ryzyka, bo zawsze chciała w to zagrać. Planszówka? Przecież one są dla dzieci, prawda? Kobiecym sposobem urobiła mnie jednak i zakupiliśmy to cudo.
Jakież było moje zdziwienie, gdy w trakcie gry z ukochaną poczułem coś czego dawno już nie czułem. Znów obudziły się we mnie demony. Dziś niczym Darth Vader ogarnięty obsesją odnalezienia Luka Skywalkera, ja poszukuję kolejnych gier, w które mógłbym zagrać.

Tak więc, blog ten ma być w pewnym sensie kroniką z podróży w krainy tak dawno nie odwiedzane, gdzie najcenniejszą walutą jest wyobraźnia.

2 komentarze:

  1. oj te demony są straszne.... zaczyna się od demona którego wyzwoli jedno pudło...a on ciągnie do następnego. I tak zaczyna się uwalnianie skazanych na odsiadkę w pudle! Oby czas był łaskawy byś mógł nie tylko szukać ale i jak najwięcej grać! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Tyle tytułów do uwolnienia, a tak mało czasu! Na wszystkie przyjdzie pora.

    OdpowiedzUsuń