sobota, 28 stycznia 2012

Zombiaki 2: Atak na Moskwę Soundtrack i Kosmiczni Marines

Dobry podkład muzyczny może umilić niejedną rozgrywkę. Buduje klimat, a czasami może działać jako świetny środek na rozładowanie napięcia.

Przygotowałem ścieżkę dźwiękową jaka u mnie sprawdza się w czasie partyjki w Zombiaki. Bez patosu, lekko z przymrużeniem oka. Ot standard.

Przyjemnego ilustrowania waszych partii.



Z miłych informacji uprzejmie donoszę, że moja wciąż skromna rodzinka planszówek powiększyła się o nowego członka. Osobnik ten został ciepło przyjęty w gronie okupujących półkę tytułów. Dało się usłyszeć, że miejsca tam wciąż pod dostatkiem i oczekują na kolejnych lokatorów. Również Piękna się ucieszyła z nowego gościa. Ów tajemniczy jegomość to Space Hulk: Anioł Śmierci.

Udało nam się z Piękną rozegrać jedną grę - niestety nasi dzieli Marines nie doczekali końca i ulegli genokradom. Wyszło na jaw również, iż Piękna bardziej ceni sobie ostrą i zaciętą rywalizację niż kooperację - obiecała jednak poprawę.

piątek, 27 stycznia 2012

Błysk fleszy i światła reflektorów

Nikt nie wierzył, że to zrobię. Śmiali się. Drwili. To takie typowe. Jednak ja nie poddałem się. Nie dałem się stłamsić tej masie bez marzeń i aspiracji. Patrzcie gdzie udało mi się dojść! Ha! A zaczynałem od sprzedaży koszulek na bazarze. Te ręcznie robione dzieła sztuki w końcu przebiły się do mainstream'u. Wszystko dzięki tej serialowej gwiazdeczce. To ona wypromowała moje ciuchy. Minęło kilka miesięcy, a moje wielkie marzenie się ziściło. Za pięć minut rozpocznie się pierwszy pokaz mojej kolekcji. Ciekawe co teraz powiedzą ci wszyscy frajerzy...

Po raz drugi na łóżku ( bo stolik jest za mały) zagościła gra Pret-a-Porter. Piękna wręcz pokochała tę grę, co mnie bardzo cieszy. Widać lubi rywalizować w tej batalii sukienek, bluzek i spódniczek.

Tym razem gra nie była tak wyrównana jak poprzednio. Moja gra przebiegała pod hasłem "optymalizacja" - chciałem koniecznie sprawdzić jak wpłynie na ostateczny wynik gry cięcie kosztów, szkolenie pracowników i rozbudowa infrastruktury. I tu chyba popełniłem błąd. Tak się na tym skoncentrowałem, że same pokazy i kolekcje przygotowywałem gdzieś mimochodem. Nie pomogły mi też prawdę powiedziawszy karty projektów, które za nic nie współpracowały ze mną.

Piękna z kolei skupiła swoje działania na przygotowaniach kolekcji. Zatrudniała projektantów, budowała studia projektowe i całą swoją grę podporządkowała temu celowi. Dzięki temu posiadała zawsze liczne projekty i nie przeszkadzało jej, że sporadycznie popadała w problemy finansowe - co zmuszało ją do zaciągania pożyczek u prywaciarzy.

Ostatecznie to Piękna tryumfowała. Pokonała mnie sromotnie. 

Dwanaście miesięcy zleciało jak z bicza strzelił. Co za rok. Mediolan, Paryż czy Pekin. Blask fleszy. Okładki czasopism. Cudowne modelki noszące moje projekty, a po pokazach ubrane wyłącznie w perfumy, wylegujące się w moim hotelowym łóżku. Ostatnie tegoroczne pokazy już za mną. Niestety ostatecznie nie wspiąłem się na szczyt świata mody. Cóż zbyt dużo u mnie chyba zostało z tego bazarowego sprzedawcy. Jednak wkroczyłem do tego świata i w przyszłym roku zaprowadzę w nim totalną rewolucję!

środa, 25 stycznia 2012

Od zmierzchu do świtu

- Już czas. - Wycharczał Iwan, a z miejsca gdzie niegdyś znajdowało się jego prawe oko wypłynęła czarna i śmierdząca posoka. - Nasz posiłek ufortyfikował się kilka przecznic dalej.
- Taaak, pora na kolację. - Mówiąc to z ust Generalissimusa uciekło kilka much szczęśliwych z powodu otrzymania nieoczekiwanej wolności.
 
Drzwi krypty otworzyły się ze zgrzytem. Kojący chłód nocy wdarł się do środka. Generalissimus z Iwanem wykuśtykali na centralny plac nekropolii. Na cmentarzu komunalnym nr jeden dało się zauważyć generalne ożywienie. Kolejni głodni wychodzili ze swych grobów i patrząc tęsknie na północ rozpoczynali swój marsz w stronę ufortyfikowanych ludzi.

Wczorajszego dnia ani ja ani też Piękna nie mieliśmy weny na dłuższe zmagania planszowe. Skusiliśmy się jednak na krótką partyjkę w Zombiaki 2. Mnie kolejny raz przypadła rola szturmujących ciał drugiej, a może nawet i trzeciej świeżości. Piękna wcieliła się w odważnych ludziów.

Laur zwycięstwa przypadł Pięknej. Dzielnie odpierała kolejne fale umarlaków i chociaż raz czy dwa wydawało się, że osobnicy którzy z pewnością powinni zainwestować w TicTacki i dezodoranty przedrą się przez barykady ludzi, to ostatecznie nie zdążyli przed świtem. Pomimo wsparcia Matioszki i założenia swojego gniazda (co prawda na 2 min przed porankiem). Tak więc zombiaki zmuszone zostały do pozbierania swoich gnijących członków i wycofali się na z góry upatrzone pozycje.


Świt przyszedł tak szybko. Zaskoczył wszystkich nieumarłych, którzy już czuli w ustach słodki smak ludzkiego mięska. Tym razem nie dane im było ucztować na ciepłych ciałach niedobitków rasy ludzkiej.
- Jutro ich dopadniemy Iwan, zobaczysz! - Generalissimus wypluwając te słowa razem z pozostałościami swojego gardła położył się w zimnej krypcie i oddał powolnemu rozkładowi.

wtorek, 24 stycznia 2012

Relacja z pokazów mody

Zrobiłem Pięknej prezent. Otrzymała ode mnie grę, którą, od chwili gdy się o niej dowiedziała, pragnęła posiadać. Wiecie, projektowanie ciuszków, pokazy, glamour i cały ten high-life. Mowa oczywiście o Pret-a-Porter Ignacego Trzewiczka.

Tematyka gry delikatnie mówiąc średnio mi leży. Bo jak niby namówić znajomych (nie będących kobietami) do gry o modzie? Że niby przy piwku szykować nowe kolekcje? No jak tak?! Całość ratują dwie rzeczy. Po pierwsze jest to gra ekonomiczna, po drugie została dofinansowana ze środków Narodowego Banku Polskiego, a ten nie firmowałby raczej typowej designerskiej gry dla młodszych fanów TapMadl.

Po serii ochów i achów ze strony Pięknej jaka to wspaniała gra, udało się jej przełamać mój lekki opór (raczej na pokaz - bo prawdę powiedziawszy byłem ciekaw jak ta gra sprawdzi się w praktyce) i zasiedliśmy do gry.

Jednak muszę wstrzymać trochę te konie. Na dobry początek Piękna oddała się lekturze instrukcji, a ja oddawałem się słodkiemu lenistwu. Po przeczytaniu ostatnich słów dotyczących rozgrywki wypowiedziała  wiekopomne zdanie: "Wiesz, bałam się, że ta gra może być prosta i dziecinna...". Jest dobrze.

Podjęliśmy decyzję, że zaczynamy przygotowania do pokazów. W końcu najlepszą szkołą jest szkoła życia. Gra miała bardzo wyrównany przebieg - przez cały czas trudno było oszacować kto wygra. Pierwsze moje pokazy to była zupełna porażka, jednak już w ostatnich grudniowych olśniłem wszystkich kolekcją dziecięcych strojów i tym samym przechyliłem szalę zwycięstwa na moją stronę!

Recenzję gry przygotuję, gdy będę miał trochę więcej partii za sobą, jednak już teraz mogę powiedzieć, że gra jest bardzo wciągająca i stanowi świetną zabawę! Zdaje się, że gdzieś po dwóch turach zapomniałem o całej tej modowej otoczce, a skupiłem się na tym, że zarządzam swoją firmą na specyficznym rynku! Za to należy się mega plus Pret-a-Porter.

Panowie, jeśli chcecie zachęcić swoje partnerki do gier trochę cięższego kalibru (ale bez przesady!), a te kręcą głową na hasła farma, budowa zamku czy katedry, to polecam wam trochę w ciemno (po jednej grze) Pret-a-Porter.


niedziela, 22 stycznia 2012

Relacja z sobotnich zmagań nad planszą

Tknęło mnie żeby w pewnym zakresie zapisywać efekty rozegranych gier - zupełnie z czystej ciekawości.

Wczoraj spędzając wieczór w towarzystwie Pięknej, popijając miodu pitnego (w końcu trzeba wspierać produkty polskie ;-) ) udało nam się rozegrać po jednej partii w Dungeoneer'a: Grobowiec Króla Nieumarłych oraz w Zombiaki 2: Atak na Moskwę. W obu przypadkach uśmiech nie schodził nam twarzy.

Na pierwszy ogień poszedł Dungeoneer. Wczorajsza gra to była czysta walka na wyniszczenie. Pech chciał, że lokacje potrzebne do wykonania zadań nie chciały się pojawiać, więc skupiliśmy się z Piękną na nasyłaniu bestii i nieumarłych na siebie. Szczęście w kartach sprawiło, że tym razem to mnie przypadło zwycięstwo (ku wielkiemu niezadowoleniu Pięknej).

W ramach rewanżu moja ukochana zaproponowała partyjkę w Zombiaki 2 na co bez wahania przystałem. Przyszło mi wcielić się w rolę zombi. Wysyłałem kolejne fale umarlaków na barykady ludzi, świt był co raz bliżej, jednak dzięki okrutnej strategii i wykorzystaniu jako żywych tarcz ludzików udało przebić się przez człowiecze barykady i posilić się słodziutkim mięskiem.

Efekt sobotnich rozgrywek: Robert vs Piękna 2:0
W sumie: Robert vs Piękna 2:2


Kamień Gromu na Facebook'u

Kilka dni temu trafiłem na facebook'ową stronę gry karcianej Thunderstone (po naszemu: Kamień Gromu) i w oczy rzuciło mi się, że można w tę oto grę zupełnie za darmo pograć przez rzeczonego facebook'a.

Kilka klików później byłem w trakcie rozgrywania pierwszej gry treningowej. Nigdy nie miałem okzji zagrać w oryginalną  grę, ale domyślam się, że cała mechanika oraz karty są identyczne.

Gra polega na budowaniu tali i wysyłaniu swoich wojowników w mroczne czeluści podziemi w celu odnalezienia legendarnego kamienia gromu. Żeby nie było zbyt łatwo na naszej drodze stają hordy potworów...Nie brzmi to zbyt fascynująco, jednak ja złapałem się na tym, iż nie mogłem się od tej gry oderwać. Chciałem grać kolejne partie i kolejne. Zaskok wielki.

Gracze w swoich turach mogą udać się do wioski w celu nabycia karty (postaci, przedmiotu lub zaklęcia), albo udać się do podziemi jeżeli uznają, że ekipa ich chwatów którą mają w ręce pozwoli na wyeliminowanie okrutnika stojącego na drodze. Oczywiście istnieje też możliwość spasowania (odpoczynku). Podziemia dzielą się na trzy poziomy i w zależności od tego otrzymujemy negatywne modyfikatory - im głębiej tym ciemniej. Negatywne skutki ciemności pokonać nam pomagają, a jakżeby inaczej, pochodnie i lampy. Wygrywa gracz, który po odnalezieniu kamienia gromu posiada największą liczbę punktów zwycięstwa, które otrzymuje się za pokonane bestie. Brzmi prosto? I takie też jest - proste i cholernie wciągające.

Można grać w kampanię z komputerem, szybką grę przeciwko sztucznej inteligencji oraz zdominiować przyjaciół w grze multiplayer - chociaż tego trybu nie udało mi się sprawdzić, tak jakby nikogo gra przeciwko żywemu oponentowi nie interesowała.

Polecam każdemu sprawdzić jak w to się gra: http://www.facebook.com/pages/Thunderstone-Online/337950669562544

Moc jest w nim silna...

Do tej pory uważałem, że niewiele rzeczy w życiu jest mnie w stanie zaskoczyć. Jakież było moje zdziwienie gdy po miesiącach próśb, gróźb i błagań udało przekonać się moją piękniejszą połówkę do seansu wiekopomnego dzieła Georga Lucasa.

Zdziwienie moje było jeszcze większe, gdy po pierwszym epizodzie usłyszałem: "Wiesz, to nawet fajne jest...obejrzymy następną część?".

Być może popełniłem fanowskie wykroczenie i będę się smażył w Gwiezdno-wojennym piekl, ale serwowanie tych delicji rozpocząłem od Epizodu I. "Mroczne widmo" (powidło?) jest nie tylko prze zemnie uważane za najsłabszą część ze wszystkich. Kropka. To nie podlega dyskusji. Rozszerzenie/ przemodelowanie świata Star Wars dokonane w tej części wywołało nie lada konsternację wśród fanów sagi (midichloriany? wtf?!). Wprowadzono również najczarniejszą z czarnych postaci uniwersum Gwiezdnych Wojen - Jar-Jar Binksa. Pomimo ogólnej słabości i infantylności powidła/widma mojej dziewczynie bardzo się podobało. O zgrozo polubiła nawet Jar-Jara, a na wyścigach podów oczka się jej świeciły. Grunt, że wsiąkła w opowieść. Z każdą kolejną częścią co raz bardziej. Jej reakcja na maślane oczy Luka do Lei - bezcenna :-) .

I po tym wydarzeniu, które przejdzie do mojej osobistej historii zacząłem się zastanawiać co takiego jest w tym świecie i postaciach wykreowanych przez Georga, że są w stanie nawrócić zupełnych przeciwników fantastyki i sci-fi na jasną stronę, że co rusz nowe pokolenia odkrywają ten niezwykle barwny i emocjonujący świat, w którym w odwiecznej walce ścierają się siły dobra i zła. Jedyna odpowiedź jaka przyszła mi do głowy to stwierdzenie, że George Lucas zaklął w tych filmach esencję mocy - czystą i potężną, która przyciąga do siebie zarówno tych o czystych sercach, jak i rządnych władzy i mściwych. Równowaga mocy musi być przecież zachowana.

Niech Moc będzie z wami wszystkimi.

czwartek, 12 stycznia 2012

Na początku był Chaos...

...no dobra, może nie do końca.

Na początku, pewnie jak u bardzo wielu osób, był Chińczyk, Nie irytuj się i szachy. Gry, które przy braku dostępu do prądożernych komputerów, stanowiły świetny czasoumilacz wieczorny z rodziną. Trzeba przyznać, że mocno skromna to lista.

Lata upływały na wiecznej gonitwie za konikami polnymi, nieustających wojnach z dzieciakami z sąsiedztwa, żegludze w najdalsze krainy w celu poszukiwania skarbów czy rowerowych wyprawach nad jezioro w celu mistrzowskiego opanowania puszczania kaczki. Okres ten upływał również na lekturze Kaczora Donalda i ogrywaniu rodzeństwa w dołączane gry planszowe.

Jednak czas nie był dla mnie łaskawy i czym byłem starszy tym rzadziej sięgałem do magicznego pudła wypełnionego cudownymi grami. Był komputer i jakoś tak trudniej było się od niego oderwać. Stan ten trwał mniej więcej do początków liceum.

O tak, czasy licealny otworzyły mi oczy na zupełnie nowy rodzaj przygód. Nic nie zastąpi tamtych dni spędzonych w mrocznej (no musi być mroczna) piwnicy kolegi, gdzie wraz z cudowną paczką znajomych przeżywaliśmy niesamowite przygody w świecie Warhammer Fantasy Role Playing Game. Był to dla mnie zupełnie nowy wymiar rozrywki. Niezwykle rozwijający i emocjonujący. Z czasem dołożyliśmy do tego partyjki Mordheim'a i wysyłalismy nasze małe oddziały do walki.

Niestety wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć. Tak jak zakończyliśmy liceum, tak położyliśmy kres naszym sesjom. Towarzystwo rozjechało się po kraju w celu zdobywania już innych skarbów i nie było z kim grać. Pewna era się skończyła. Pozostały mi po niej niezwykłe wspomnienia i wciąż niepomalowane figurki Skavenów.

Aż pewnego dnia, lata po ostatniej rozegranej grze analogowej, lekko niedowierzając spojrzałem na swoją dziewczynę, gdy ta zapytała czy nie kupilibyśmy sobie Ryzyka, bo zawsze chciała w to zagrać. Planszówka? Przecież one są dla dzieci, prawda? Kobiecym sposobem urobiła mnie jednak i zakupiliśmy to cudo.
Jakież było moje zdziwienie, gdy w trakcie gry z ukochaną poczułem coś czego dawno już nie czułem. Znów obudziły się we mnie demony. Dziś niczym Darth Vader ogarnięty obsesją odnalezienia Luka Skywalkera, ja poszukuję kolejnych gier, w które mógłbym zagrać.

Tak więc, blog ten ma być w pewnym sensie kroniką z podróży w krainy tak dawno nie odwiedzane, gdzie najcenniejszą walutą jest wyobraźnia.

Przywitanie

Myśl o założeniu tego konkretnego bloga dojrzewała we mnie od dłuższego czasu. Nie mam bladego pojęcia dlaczego :-)

W tym moim skromnym miejscu w sieci będę chciał się dzielić z Wami wszystkim tym co stanowi obiekt moich pasji i zainteresowań. Tak więc znajdziecie tutaj informacje o grach planszowych, fabularnych, ciekawych książkach czy filmach. Wszystkim tym co wywołuje błogi uśmiech na twarzy nie tak już młodego przedstawiciela płci brzydkiej.

Kolejne posty będę zamieszczał w ściśle przestrzeganych nieokreślonych odstępach czasu...czytaj kiedy będę miał na to ochotę.